|
|
poprzednie katechezy:
List Pasterski Episkopatu Polski do duszpasterskiego wykorzystania w Niedzielę Świętej Rodziny 2013 roku 28 grudnia, 2013 BŁOGOSŁAWIONA MARYJA DZIEWICA BOŻA RODZICIELKA W TAJEMNICY CHRYSTUSA I KOŚCIOŁA (V) w: Konstytucja dogmatyczna o Kościele "LUMEN GENTIUM" 02 maja, 2012 BŁOGOSŁAWIONA MARYJA DZIEWICA BOŻA RODZICIELKA W TAJEMNICY CHRYSTUSA I KOŚCIOŁA (IV) w: Konstytucja dogmatyczna o Kościele "LUMEN GENTIUM" 02 maja, 2012 BŁOGOSŁAWIONA MARYJA DZIEWICA BOŻA RODZICIELKA W TAJEMNICY CHRYSTUSA I KOŚCIOŁA (III) w: Konstytucja dogmatyczna o Kościele "LUMEN GENTIUM" 02 maja, 2012 BŁOGOSŁAWIONA MARYJA DZIEWICA BOŻA RODZICIELKA W TAJEMNICY CHRYSTUSA I KOŚCIOŁA (II) w: Konstytucja dogmatyczna o Kościele "LUMEN GENTIUM" 02 maja, 2012 BŁOGOSŁAWIONA MARYJA DZIEWICA BOŻA RODZICIELKA W TAJEMNICY CHRYSTUSA I KOŚCIOŁA (I) w: Konstytucja dogmatyczna o Kościele "LUMEN GENTIUM" 02 maja, 2012 Św. Jan z Awili – nowy doktor Kościoła 06 września, 2011 PIUS XI - HOMILIA OJCA ŚW. NA KANONIZACJĘ ŚW. ANDRZEJA BOBOLI (AAS nr 6 z dnia 10 maja 1938 roku) 16 maja, 2011 Nabożeństwo "Gorzkich Żali" 12 marca, 2011 Kerygmat - szósty krok: wspólnota 24 lutego, 2011 Kerygmat - piąty krok: Duch Święty 24 lutego, 2011 Kerygmat - czwarty krok: wiara - Jezus jest Panem i Zbawicielem 24 lutego, 2011 Kerygmat - trzeci krok: zbawienie 24 lutego, 2011 Kerygmat - drugi krok: tajemnica grzechu 24 lutego, 2011 Kerygmat - pierwszy krok: Miłość Boża 24 lutego, 2011 Kerygmat – u początków 24 lutego, 2011 Pojęcie miłosierdzia - bogactwo terminów i treści 22 lutego, 2011 Kongregacja Edukacji Katolickiej: internet jak rewolucja przemysłowa dla kultury 08 lutego, 2011 Grzechy przeciwko Duchowi Świętemu 24 stycznia, 2011 Wróżby, magia, refleksologia czyli inwazja zabobonu
22 stycznia, 2011
|
|
|
Św. Jan z Awili – nowy doktor Kościoła 06 września, 2011
|
|
|
Człowiek, który nawracał i strofował świętych, a w więzieniach inkwizycji pojął tajemnicę odkupienia. Żydowskie pochodzenie zamknęło mu drogę na misję, więc został apostołem rodzimej Hiszpanii. W Madrycie Benedykt XVI zapowiedział młodym, że ogłosi go nowym doktorem Kościoła – wzorem ewangelizatora na nasze czasy.
Świat potrzebuje dziś bardziej świadków niż nauczycieli. Ta parafraza słynnej wypowiedzi Pawła VI stała się hasłem posoborowego Kościoła. Było ono zobowiązaniem do autentyzmu wiary, przeniknięcia nią całego naszego życia, aby ono samo, niemal bez słów przemawiało do naszych współczesnych, głosiło im Ewangelię. Niekiedy jednak słowa Papieża Montiniego interpretowano opacznie, jako alibi czy wręcz zachętę do wstrzemięźliwości w nauczaniu Ewangelii. Moje pokolenie zbyt słabo zaangażowało się w ewangelizację – przyznał ostatnio Benedykt XVI w czasie spotkania ze swymi dawnymi studentami.
Dla dzisiejszej młodzieży Paweł VI i jego świat to już czasy archaiczne. Kiedy w połowie sierpnia dwa miliony młodych zalało Madryt, szukali tam przede wszystkim nauczycieli. Benedykt XVI dobrze rozumiał to pragnienie. I to również dlatego w tym kontekście zapowiedział, że już niebawem ogłosi kolejnego doktora, czyli nauczyciela Kościoła. Zostanie nim św. Jan z Avili.
Ta ostatnia wiadomość wzbudziła niemałe zamieszanie. Nowy doktor Kościoła to bowiem postać stosunkowo mało znana. Media najczęściej myliły go ze św. Janem od Krzyża, a nawet kościelni eksperci często nie byli w stanie powiedzieć więcej, niż zawierała krótka nota biograficzna na Wikipedii. Dziś, już po zakończeniu madryckiego spotkania, warto powrócić do tej postaci. Doktor Kościoła to bowiem nie pośmiertne wyróżnienie, lecz wskazówka i wzór, jaki Papież daje wiernym, kapłanom i teologom.
Św. Jan z Avili to postać bardzo osobliwa, zwłaszcza jak na doktora Kościoła. Nie zostawił bowiem po sobie ogromnej spuścizny teologicznej, ani nie wypracował własnej doktryny czy duchowości, jak inne wielkie postaci, które noszą ten tytuł. Badacze nielicznych pism, które dochowały się do naszych czasów, wskazują na jego eklektyzm i liczne zapożyczenia z Tomasza à Kempis, którego tłumaczył na język hiszpański, czy z Erazma z Rotterdamu, który był wówczas w modzie na uczęszczanych przez niego uniwersytetach. Tym niemniej św. Jan z Avili był nauczycielem. Przejawiało się to nie w oryginalnej doktrynie, lecz w jego niezwykłej umiejętności przemawiania do ludzkiego serca. To właśnie jego niewyszukane słowa nawróciły św. Jana Bożego, założyciela bonifratrów, czy św. Franciszka Borgiasza, który z hiszpańskiego księcia stał się jezuitą i trzecim po św. Ignacym generałem zakonu.
Z duchowych rad awilskiego kapłana korzystali wielcy reformatorzy ówczesnego Kościoła: wspomniany już założyciel Towarzystwa Jezusowego, św. Teresa z Avili i św. Jan od Krzyża. Nade wszystko jednak nauczanie św. Jana z Avili przejawiało się w jego głównej życiowej misji: w kaznodziejstwie, rekolekcjach i katechizowaniu prostego ludu południowej Hiszpanii. W tym sensie był on doktorem Kościoła i tak też sam rozumiał powołanie kościelnych nauczycieli. Świadczy o tym fakt, że sprzeciwiał się nadawaniu tytułów akademickich kapłanom, którzy nie mieli doświadczenia duszpasterskiego; więcej, którzy nie zaprawili się w nauczaniu prostego ludu hiszpańskiej prowincji. Takiego kapłana Benedykt XVI postanowił ogłosić doktorem Kościoła. Przyjrzyjmy się jednak bliżej tej postaci. Kim był ten hiszpański kaznodzieja?
Urodził się w Almodóvar del Campo w południowej Hiszpanii 6 stycznia 1499 r. albo o rok później. Rodzice byli dość zamożni. Należała do nich między innymi kopalnia srebra. Matka wywodziła się ze zubożałej rodziny szlacheckiej. Jej głównym atrybutem była czystość etniczna, to znaczy fakt, że w czasach dziejowych burz i zawieruch, rodzina nie spowinowaciła się z Żydami czy Maurami. Ojciec przyszłego świętego, Alonso z Avili, był natomiast tak zwanym chrześcijaninem świeżej daty, to znaczy pochodził z rodziny żydowskiej, która przyjęła Ewangelię. Żydowskie pochodzenie ojca bardzo wyraźnie naznaczy życie św. Jana, czy wręcz zadecyduje o jego losach. To bowiem właśnie jako Żyd został prawdopodobnie usunięty z uniwersytetu. Złe pochodzenie przekreśli nawet jego misjonarskie aspiracje i w końcu utrudni wstąpienie do zakonu jezuitów. Co ciekawe, tak zwani nowi chrześcijanie, a zatem świeżej daty konwertyci z judaizmu i islamu, w dobie ostatecznej rekonkwisty Hiszpanii stali się też głównymi adresatami jego misji i nauczania.
Powróćmy jednak do życiorysu św. Jana z Avili. W 1513 r. zaczął studiować prawo na uniwersytecie w Salamance. Studiów tych nie ukończył. Po czterech latach powrócił do domu zamożnych rodziców. Dlaczego? Nie wiadomo. Wyrzucenie z uczelni z powodu żydowskiego pochodzenia to jedna z prawdopodobnych hipotez, choć nie ma ona żadnego potwierdzenia w źródłach. Pewne jest natomiast, że trzyletni pobyt w domu rodzinnym to okres, w którym Jan odkrywa swoje powołanie. Wiemy, że w tym czasie spróbował on również życia zakonnego. Nie wiadomo jednak, w jakim zakonie i jak długo trwało to doświadczenie. W 1520 r. wznowił studia, tym razem już z myślą o kapłaństwie. Zapisał się zatem na nauki wyzwolone oraz teologię na uniwersytecie w Alkali. Uczelnia ta była wówczas pod silnym wpływem myśli Erazma z Rotterdamu. W 1526 r. przyszły święty przyjął święcenia kapłańskie.
W czasie studiów stracił oboje rodziców, dziedzicząc po nich spory majątek. Pieniądze uzyskane z jego sprzedaży częściowo rozdał ubogim. Resztę postanowił przeznaczyć na misyjną wyprawę do Meksyku. Z myślą o podróży udał się do Sewilli. Czekając tam na zaokrętowanie, dał się poznać jako wybitny kaznodzieja. Miejscowy arcybiskup Alonso Manrique postanowił pozyskać go dla swej diecezji. Nie było to łatwe, ale metropolita Sewilli użył wszelkich możliwych środków. Przypuszcza się, że wykorzystał tu również żydowskie pochodzenie św. Jana. Chętni do szukania przygód za oceanem poddawani byli bowiem surowej selekcji, która z góry wyłączała chrześcijan świeżej daty. Awilski kaznodzieja musiał dać za wygraną i zrezygnować ze swych misyjnych marzeń. W ten sposób stał się apostołem Andaluzji, południowego regionu Hiszpanii, który jako ostatni, dopiero pod koniec poprzedniego wieku, został odzyskany z rąk muzułmanów. W istocie w dużej mierze był to teren misyjny. Pod nowym panowaniem katolickich monarchów wielu Żydów i muzułmanów pośpiesznie przyjmowało chrzest. Ich chrześcijańska wiara pozostawiała jednak wiele do życzenia. To właśnie przede wszystkim do nich, swych pobratymców został posłany apostoł Andaluzji.
Św. Jan odnosił wśród nich wielkie sukcesy, choć metody, które stosował były bardzo proste, wręcz klasyczne. Dzieci uczył katechizmu, dorosłych zapoznawał z Pismem Świętym i pokazywał im, jak prowadzić medytację. Nade wszystko zaś długo przesiadywał w konfesjonale. Dość szybko wokół gorliwego kaznodziei zgromadziła się grupa księży diecezjalnych, którzy chcieli naśladować styl jego życia. A było to życie bardzo surowe, poświęcone modlitwie, studiom i duszpasterstwu. Św. Jan żył w ubóstwie. Za swą posługę nigdy nie brał wynagrodzenia. Zadowalał się gościną, którą proponowali mu wierni, szczelnie wypełniający kościoły i place, na których głosił kazania.
Radykalizm życia i nauczania Jana z Avili wzbudziły podejrzenia inkwizycji. Dla Kościoła był to okres wielkiego zamętu. Z jednej strony rodziły się zdrowe nurty odnowy, których uosobieniem byli choćby Ignacy Loyola czy Teresa z Avili. Z drugiej strony pojawiła się herezja Marcina Lutra, która znajdywała sympatyków również na Półwyspie Iberyjskim. Jak zawsze w takich okolicznościach nie brakowało też postaw sekciarskich. Wszystko to sprawiało, że hiszpańska inkwizycja stała się bardzo podejrzliwa. W 1531 r. zainteresowała się działalnością św. Jana. Po wstępnym procesie informacyjnym zapadła decyzja o aresztowaniu kaznodziei. W więzieniu spędził co najmniej rok. Z perspektywy czasu okazało się, że lata uwięzienia były dla Jana bardzo ważne i płodne. To właśnie za kratami dokończył swe główne dzieło duchowe: „Posłuchaj córko”. Przełożył też na język hiszpański słynną książkę Tomasza à Kempis „O naśladowaniu Chrystusa”. To również w więzieniu doszedł do nowego zrozumienia tajemnicy Odkupienia. 1533 r. odzyskał wolność i został w pełni oczyszczony z zarzutów. Przyjaciele i uczniowie przygotowali mu w Sewilli huczne powitanie. Od swego mistrza nie usłyszeli jednak ani słowa skargi.
Od tego czasu Jan z Avili coraz częściej zaczął zaglądać do Granady. To właśnie tam usłyszał jego kazanie portugalski awanturnik João Cidade:
„Gdyby Pan nie zszedł na dół i zatrzymał się na równinie, co stałoby się z nami? Pozostalibyśmy z naszymi słabościami. Gdyby Pan nie zrezygnował ze swego Majestatu i nie przywdział szaty człowieczeństwa naszego, by nas obmyć, ludzie pozostawaliby nadal w swej nędzy i sromocie. Gdyby Józef nie udał się do Egiptu, z głodu pomarliby jego bracia. Gdyby Pan nie ukazał się Mojżeszowi w krzaku gorejącym, Izraelici nadal pozostawaliby w niewoli faraona. Lecz Pan zszedł na dół. Dlatego łatwy mają przystęp do Niego: chromi, niewidomi, chorzy. Ale gdyby tak nie zszedł? Co by się stało? Z nie przyjścia naszego Pana wiele szkód by wynikało. Co jednak powiemy o tych, którzy wiedzą, że przyszedł, by przywracać zdrowie chromym, wzrok niewidomym, sprawność chromym, życie umarłym, sami będąc chromymi niewidomymi, chorymi czy umarłymi, nie przychodzą do Pana, nie chcą uleczenia? Jak określić tych ludzi? – A co sądzić o chorych, którzy widzą Chrystusa rozdzielającego tyle łask i dokonującego tylu cudów – będąc sami chorzy, nie chcą dotknąć Chrystusa – nie chcą uzdrowienia? Nie chcą uzdrowienia – powiemy – wolą własną słabość. A co byśmy powiedzieli o jeńcu w niewoli tureckiej, za którego wypłacono okup, który nie chciałby wyjść na wolność? Zbyt ukochał więzienie – powiemy – zbyt mocno przywiązał się do swego pana. Tak! Taka właśnie jest prawda, a nie inna. Z tego również powodu, zdradziwszy Chrystusa, Wybawcę twojego, nie interesujesz się Nim, bo bardziej ukochałeś niewolę i grzech, chociaż wiesz, że Chrystus przyszedł, by zgładzić grzech. Zszedł z góry Swego Majestatu, by wejść na górę Kalwarię. Kochasz bardziej grzech niż Chrystusa! Bardziej kochasz szatana, który uczynił z ciebie swego więźnia niż Chrystusa, który przyszedł cię wyzwolić! Popatrz, jakiej zdrady się dopuszczasz!”
Pod wpływem tych słów João Cidade postanowił zmienić swoje życie. Z poszukiwacza przygód stał się opiekunem chorych i potrzebujących. Do historii przejdzie jako św. Jan Boży, założyciel zakonu szpitalnego, bonifratrów. Z rady i pomocy św. Jana z Avili będzie korzystał jeszcze nieraz. To właśnie on wyciągnął go ze szpitala psychiatrycznego, w którym zamknięto go zaraz po nawróceniu, sądząc, że portugalski awanturnik po prostu postradał zmysły.
W podobny sposób dwa lata później awilski kaznodzieja nawrócił też św. Franciszka Borgiasza. Wicekról Katalonii usłyszał jego kazanie na pogrzebie cesarzowej Izabeli, żony Karola V. Po jego wysłuchaniu porzucił świeckie zaszczyty i wstąpił do jezuitów.
W tym czasie w ramach swych apostolskich podróży po Andaluzji Jan z Avili zakłada szkoły dla dzieci i kolegia dla studentów oraz przyszłych kapłanów. Miał też decydujący wpływ na kształtowanie się nowo utworzonego uniwersytetu w Granadzie. Jego doświadczenia na tym polu będą wielką inspiracją dla rodzącego się w tej samej epoce zakonu jezuitów.
Bardzo szybko, jak już wspomnieliśmy, wokół świętego kaznodziei zaczęli się gromadzić inni kapłani diecezjalni zainspirowani jego przykładem. Jan z Avilii nie chciał założyć nowego zakonu. Kilkakrotnie odmawiał też przyjęcia biskupstwa, a nawet kardynalatu. Wielu swoim uczniom polecił wstąpić do jezuitów. Sam też się nad tym przez jakiś czas zastanawiał. Pragnął tego również sam św. Ignacy Loyola, który obiecał mu wszelkie niezbędne dyspensy. Te zaś były potrzebne, bo formalnie rzecz biorąc, aby wstąpić do jezuitów, św. Jan był już za stary, zbyt schorowany i miał za sobą przeszłość w innym zakonie. Pewnym utrudnieniem mogło być również jego żydowskie pochodzenie. Ostatecznie jezuitą nie został. Niezbyt dobrze rozumiał się podobno z ówczesnym prowincjałem Andaluzji, który również odznaczał się wyrazistym charakterem. W Towarzystwie Jezusowym apostoł Andaluzji skończy dopiero po śmierci, kiedy zostanie pochowany w jezuickim kościele w Montilli. Z wieloma jezuitami, w tym ze św. Ignacym czy wspomnianym już św. Franciszkiem Borgiaszem, będzie go łączyła żywa przyjaźń. Świadczy o niej choćby zuchwałość, z jaką św. Jan napominał pierwszych jezuitów, domagając się od nich, by rzeczywiście czynili to, do czego Bóg ich przeznaczył. Sam św. Ignacy nigdy nie wahał się prosić apostoła Andaluzji o radę czy nawet o protekcję. Wiedział, że zawsze może na niego liczyć.
Odsyłając swych najwierniejszych uczniów do jezuitów, św. Jan przekreślił też tym samym przyszłość własnej szkoły duchowości. Co więcej, ci, którzy do jezuitów nie wstąpili, sami skończyli zazwyczaj nienajlepiej. Wielu z nich brakowało potem mądrości i umiarkowania mistrza, przez co stali się łatwym łupem podejrzliwej inkwizycji. Ich sytuacja była też o tyle trudna, że sami, tak jak ich mistrz, wywodzili się zazwyczaj z chrześcijan świeżej daty.
Ostatnie lata życia św. Jana były naznaczone chorobą. Wiele w tym czasie korespondował, między innymi ze św. Teresą z Avilii. W tym też okresie napisał uwagi dla ojców Soboru Trydenckiego. Zmarł 10 maja 1569 r. „Płaczę, bo Kościół utracił wielką kolumnę” – powiedziała na wieść o jego śmierci św. Teresa.
kb/ rv, Bibliotheca sanctorum, h. frospowrót |
|
|