|
OPOWIEŚĆ PIELGRZYMA czyli AUTOBIOGRAFIA (Dzieje Ojca Ignacego spisane po raz pierwszy przez o. Luisa Gonsalvesa da Camara, który je słyszał z ust samego Ojca)
Studia w Paryżu (luty 1528 - kwiecień 1535)
82. Wkrótce potem nadszedł dzień św. Remigiusza, który przypada pierwszego października [1529] i Pielgrzym rozpoczął kurs filozofii pod kierunkiem profesora, który się nazywał Magister Jan Pena; zaczął ten kurs z pragnieniem zachowania przy sobie towarzyszy, którzy postanowili służyć Bogu, ale nie zamierzał pozyskiwać nowych towarzyszy, aby móc z większa swobodą oddawać się studiom. Gdy zaczął słuchać wykładów na wydziale, poczęły go napastować te same pokusy, które go nachodziły, kiedy uczył się gramatyki w Barcelonie. Podczas wykładów z każdym razem nie mógł skupić uwagi z powodu licznych oświeceń duchownych, które mu się narzucały. Widząc, że ten sposób czynił małe postępy w nauce, udał się do swego profesora i przyrzekł mu, że nigdy nie omieszka wysłuchać wszystkich jego wykładów, byleby tylko mógł znaleźć dość chleba i wody dla utrzymania się przy życiu. Po uczynieniu tej obietnicy cała ta pobożność, która go nachodziła nie w porę, opuściła go i spokojnie postępował w studiach.
W tym czasie [X. 1529 - IV 1535] przestawał z magistrem Piotrem Favre i z magistrem Franciszkiem Ksawerym, których potem pozyskał za pomocą Ćwiczeń [Duchownych] do służby Bożej.
W tym okresie studiów już go nie prześladowano tak jak przedtem. W związku z tym powiedział mu raz doktor Frago, że dziwi go ten spokój i to, że nikt nie robi mu żadnych przykrości. A on mu odpowiedział: “To dlatego, że z nikim nie mówię o rzeczach Bożych Ale po skończeniu kursu wrócimy do naszego zwyczaju”.
83. Kiedy tak obaj rozmawiali, przyszedł jakiś mnich prosić doktora Frago, aby mu zechciał znaleźć mieszkanie, ponieważ tam, gdzie miał swój pokój, umarło wiele osób; on to przypisywał zarazie. W rzeczy samej zaraza zaczęła się wtedy szerzyć w Paryżu. Doktor Frago razem z Pielgrzymem chcieli pójść obejrzeć ten dom i wzięli z sobą pewna panią, która dobrze się na tym znała. Kiedy weszła do środka, stwierdziła, że to zaraza. Pielgrzym też tam chciał wejść, a znalazłszy tam chorego pocieszył go dotykając ręka jego rany. A kiedy go trochę pocieszył i podniósł na duchu, odszedł. Wtedy zaczęła go boleć ręka i zdawało mu się, że się zaraził. To przypuszczenie było tak silne, że nie mógł go przezwyciężyć. Dopiero gdy z pewną gwałtownością włożył rękę do ust obracając ją tam na wszystkie strony i mówiąc do siebie: “Jeśli masz zarazę na ręce, to będziesz ją miał i w ustach !” - ustąpiło to wyobrażenie a także i ból w ręce.
84. Ale kiedy wrócił do kolegium św. Barbary, gdzie miał wtedy pokój i gdzie słuchał wykładów, inni mieszkańcy kolegium, którzy wiedzieli o tym, że on wszedł do domu zapowietrzonego, uciekali od niego i nie chcieli mu pozwolić wejść. I dlatego był zmuszony przebywać kilka dni poza kolegium.
Jest zwyczaj w Paryżu, że studenci filozofii na trzecim roku dla uzyskania bakalaureatu “biorą kamień”, jak się to mówi w ich gwarze. A ponieważ kosztuje to jednego dukata, wielu biednych studentów nie może tego robić. I Pielgrzym zaczął powątpiewać, czy będzie dlań rzeczą dobrą “brać kamień”. I kiedy tak był pełen wątpliwości i niezdecydowany, postanowił zdać tę sprawę w ręce swego mistrza. Za jego radą “wziął kamień” [począt. 1532]. Niemniej nie brakło takich, co szemrali na niego z tego powodu a w każdym razie jeden Hiszpan, który patrzył na to z niechęcią.
W Paryżu bardzo cierpiał w tym czasie na bóle żołądka i co dwa tygodnie miał ataki, które trwały przez dobra godzinę i powodowały gorączkę. Jednego razu taki atak trwał 16 albo 17 godzin. Potem kiedy już ukończył kurs filozofii i przez kilka lat studiował teologię i pozyskał już towarzyszy, choroba jego wciąż się pogarszała. Nie mógł znaleźć na nią żadnego lekarstwa, choć wielu próbował.
85. Lekarze mówili, że tylko powietrze stron rodzinnych mogłoby go uzdrowić. Towarzysze radzili mu to samo i bardzo nań nalegali w tym celu. A w tym czasie wszyscy oni byli już zdecydowani co do tego, co maja czynić; a mianowicie udać się do Wenecji i do Jerozolimy i poświęcić swe życie dla pożytku i pomocy duszom. A gdyby im nie pozwolono pozostać w Jerozolimie, mieli powrócić do Rzymu i stawić się przed Namiestnikiem Chrystusa, ażeby posłużył się nimi tam, gdzie to według jego sądu będzie dla większej chwały Boga i dla pożytku dusz. Zdecydowali się więc czekać przez rok na okręt w Wenecji. A gdyby w ciągu tego roku nie było takiej możliwości odpłynięcia na Wschód, byliby tym samym zwolnieni od ślubu udania się do Jerozolimy, a udaliby się do papieża itd..
Ostatecznie Pielgrzym dał się przekonać swoim towarzyszom, tym łatwiej, że ci, co byli w Hiszpanami, mieli kilka spraw do uregulowania i on im to mógł [w Hiszpanii] załatwić. I tak się umówiono, że on pozałatwia ich sprawy, kiedy się poczuje lepiej na zdrowiu, i że potem uda się do Wenecji, gdzie będzie na nich czekał.
86. Był to rok 1535. Według umowy towarzysze mieli wyruszyć w drogę w r. 1537 w dniu nawrócenia św. Pawła. Ale na skutek wojny, która wybuchła, wyruszyli w listopadzie w roku 1536.
Kiedy Pielgrzym miał już udać się w podróż, dowiedział się, że go doniesiono do inkwizytora i że ma być wytoczony proces przeciw niemu. Dowiedziawszy się o tym i widząc, że go nie pozywają, poszedł sam do inkwizytora [koniec III 1535], powiedział mu to, o czym się dowiedział i dodał, że właśnie chce wyruszyć do Hiszpanii i że ma towarzyszy. Prosił go też, żeby zechciał wydać wyrok [w jego sprawie]. Inkwizytor odpowiedział mu, że jeśli chodzi o doniesienie, to tak i było, ale nie uważał tego za sprawę poważną. Chciał tylko widzieć jego pisma zawierające Ćwiczenia. Kiedy je przejrzał, pochwalił je bardzo i prosił Pielgrzyma, żeby mu dał ich odpis. Tak też się stało. Ale Pielgrzym zaczął na nowo nalegać na inkwizytora, ażeby przeprowadził proces aż do wyroku. A kiedy inkwizytor uchylał się od tego, przyszedł do jego domu z notariuszem publicznym i świadkami i polecił sporządzić protokół z całej tej sprawy.
powrót
|
|