|
OPOWIEŚĆ PIELGRZYMA czyli AUTOBIOGRAFIA (Dzieje Ojca Ignacego spisane po raz pierwszy przez o. Luisa Gonsalvesa da Camara, który je słyszał z ust samego Ojca)
Przygotowanie do pielgrzymki do Ziemi Świętej (luty - koniec marca 1523)
Stan duszy
35. Tak więc z początkiem roku 1523 udał się do Barcelony, aby tam wsiąść na okręt. I choć niektórzy ofiarowali mu swe towarzystwo, on chciał podróżować samotnie. Bo najważniejszą rzeczą dla niego było mieć schronienie w samym tylko Bogu. Pewnego dnia nalegano na niego bardzo, żeby wziął ze sobą towarzysza, bo przecież nie umie ani po włosku, ani po łacinie. Mówiono mu, że to by mu bardzo pomogło i zachwalano takiego towarzysza. A on im na to odparł, że gdyby nawet chodziło o syna lub ojca księcia de Cardona, nie poszedłby w ich towarzystwie. Chciał bowiem mieć te trzy cnoty: miłość, wiarę i nadzieję. Gdyby zaś wziął ze sobą towarzysza, to w wypadku głodu, od niego oczekiwałby pomocy; a gdyby upadł, od niego spodziewałby się podpory do podźwignięcia się. I tak dla tych racji w nim pokładałby swa nadzieję i do niebo byłby przywiązany. A tymczasem to zaufanie i przywiązanie i nadzieję chciał mieć tylko w samym Bogu. I to, co w ten sposób wyraził, czuł naprawdę w swoim sercu.
Stosownie do tych myśli pragnął wsiąść na okręt nie tylko sam, bez towarzysza, ale nawet bez żadnego zaopatrzenia. Zaczął więc omawiać sprawę swego przejazdu okrętem i uzyskał od pewnego właściciela okrętu obietnicę darmowego przejazdu, ponieważ nie miał pieniędzy, ale pod tym warunkiem, że przyniesie z sobą na okręt pewną ilość sucharów jako swą żywność; w przeciwnym razie za nic na świecie nie przyjmie go na okręt.
36. Kiedy więc chciał kupić sucharów, naszły go wielkie skrupuły; To taka jest twoja ufność i wiara pokładana w Bogu, że on cię nie zawiedzie? Itd.. I z taka siłą uderzyły nań te skrupuły, że bardzo był udręczony. Wreszcie nie wiedząc co począć, bo z jednej i z drugiej strony widział dobre racje prawdopodobieństwa, postanowił oddać się w ręce swego spowiednika. Wyznał mu więc, jak bardzo pragnie postępować drogą doskonałości i czynić to, co więcej przyczynia się do chwały Bożej, i jakie były racje, dla których wahał się, czy powinien zabrać z sobą żywność. Spowiednik zdecydował, żeby użebrał to, co jest konieczne i zabrał ze sobą.
Kiedy zwrócił się z tą prośbą do pewnej pani, ta zapytała go, dokąd się wybiera okrętem. On zaś wahał się trochę, czy ma to powiedzieć. W końcu nie odważył się powiedzieć jej więcej nad to, że udaje się do Italii, do Rzymu A ona jakby zaskoczona rzekła doń: “Do Rzymu chcesz iść? Ci, co tam się udają, nie wiem, w jakim stanie stamtąd powracają”... (Chciała przez to powiedzieć, ż e w Rzymie mało się postępuje w duchu). Powodem zaś, dla którego nie śmiał wyznać, że udaje się do Jerozolimy, był lęk próżnej chwały. Ten lęk tak go dręczył, że nigdy nie odważył się powiedzieć z jakiego kraju, ni z jakiego rodu pochodzi.
Ostatecznie zdobywszy suchary wsiadł na okręt. Ale przedtem, jeszcze na wybrzeżu, znalazłszy przy sobie 5 albo 6 groszy [blancas], które mu zostały z tego, co chodząc od drzwi do drzwi użebrał (tai był bowiem jego sposób życia), zostawił je na ławce, która się tam znajdowała blisko wybrzeża.
37. Spędziwszy w Barcelonie nie wiele więcej niż 20 dni wsiadł [ok.. 15 marca] na okręt. Podczas tego pobytu w Barcelonie przed odjazdem szukał według swego zwyczaju osób duchownych, nawet jeśli żyły w pustelniach z dala za miastem, ażeby z nimi rozmawiać. Ale ani w Barcelonie, ani w Manresie przez cały ten czas, kiedy tam był, nie znalazł nikogo, kto by mu tak pomógł, jak on tego pragnął, z wyjątkiem tej niewiasty z Manresy, o której wyżej była mowa, a która mu mówiła, że prosiła Boga, aby Jezus Chrystus mu się objawił. Wydawało mu się, że tylko ona jedna wniknęła głębiej w rzeczy duchowne. Przeto po wyjeździe z Barcelony poniechał całkowicie tego chciwego szukania osób duchownych.
powrót
|
|