|
OPOWIEŚĆ PIELGRZYMA czyli AUTOBIOGRAFIA (Dzieje Ojca Ignacego spisane po raz pierwszy przez o. Luisa Gonsalvesa da Camara, który je słyszał z ust samego Ojca) - 1522
16. Przybywszy do wielkiej osady przed Montserratem chciał tam kupić ubranie, które zamierzał nosić w drodze do Jerozolimy. Kupił więc materiał, z którego robi się worki, grubo tkany i bardzo szorstki. Kazał sobie z niego uszyć suknie, sięgającą aż do stóp. Sprawił też sobie kostur pielgrzymi i tykwę na wodę i przytroczył to do siodła mulicy.
Kupił też parę konopnych sandałów, z których wkładał tylko jeden, i to nie dla wyróżnienia się, ale dlatego, że jedna nogę miał obandażowaną i jeszcze chora do tego stopnia, że choć podróżował wierzchem, zawsze wieczór była obrzmiał., Dlatego uważał za konieczne nosić sandał na tej nodze.
17. Podróżował dalej do Montserratu rozmyślając, jak zawsze miał zwyczaj, o wielkich czynach, których zamierzał dokonać dla miłości Boga. A ponieważ umysł miał opanowany całkowicie tymi sprawami [zaczerpniętymi] z Amadisa de Gaula i z innych podobnych romansów [rycerskich], przychodziły mu na myśl niektóre rzeczy podobne do tamtych. I tak postanowił spędzić cała noc na czuwaniu pod bronią, nie siadając ani nie kładąc się, ale już to stojąc, już to klęcząc, przed ołtarzem Naszej Pani z Montserratu. Postanowił też, że tam porzuci swój strój a oblecze się w szaty i znamiona Chrystusa.
Opuścił więc tę miejscowość i rozmyślał w drodze wedle zwyczaju o swoich zamiarach. Przybywszy do Montserratu [21.III.1522], po modlitwie porozumiał się ze spowiednikiem, następnie odbył spowiedź z całego życia, która przygotowana pisemnie trwała trzy dni. Załatwił też ze spowiednikiem, żeby postarał się o zatrzymanie [przy klasztorze] jego mulicy, miecz zaś i sztylet zawiesił w kościele przed ołtarzem Najśw. Panny. Był to pierwszy człowiek, któremu wyjawił swoje postanowienie, ponieważ aż do tej pory nie mówił o tym żadnemu spowiednikowi.
18. W wigilię święta [Zwiastowania] Najśw. Panny w marcu 1522 roku udał się w nocy ukradkiem na poszukiwanie jakiegoś żebraka. Zdjąwszy z siebie całe swoje ubranie oddał mu je, a przywdział swoje upragnione odzienie [pielgrzymie]. Następnie uklęknął przed ołtarzem Matki Boskiej z kosturem w ręce i spędził tam noc całą - już to klęcząc, już to stojąc. Z brzaskiem dnia wyruszył stamtąd, aby go nikt nie poznał. Nie udał się drogą, która wiedzie prosto do Barcelony, bo mógłby na niej spotkać wielu takich, którzy by go poznali i okazali mu uszanowanie, ale skręcił z drogi ku miasteczku, które zwie się Manresa. Zamierzał tam zatrzymać się przez kilka dni w szpitalu; chciał bowiem zanotować kilka rzeczy w swojej książce, której strzegł bardzo troskliwie i nosił z sobą czerpiąc z niej wielka pociechę. Gdy już był o milę od Montserratu, przyłączył się doń jakiś człowiek, który biegł za nim szybko, i zapytał go, czy dał swoje ubranie pewnemu żebrakowi, który tak twierdził. Pielgrzym odpowiedział, że tak, a oczy zaszły mu łzami współczucia dla biedaka, któremu dał swoje szaty, bo domyślił się, że doznał on przykrości jako posądzony o kradzież.
Chociaż bardzo uciekał przed szacunkiem ludzkim, po niedługim jego pobycie w Manresie ludzie zaczęli opowiadać o nim nadzwyczajne rzeczy. To bowiem, co się zdarzyło w Montserracie, dawało okazję do takiej o nim opinii. I wnet rozniosła się wieść przerastająca rzeczywistość, że porzucił bardzo wielkie dochody itd.
powrót
|
|